Po
skończonej projekcji wybucha zamieszanie.
Ostrzeżenia
prezydenta na nic w tej sytuacji się nie zdają. Buntownicy pragną
krwi ludzi, którzy w choć najmniejszym stopniu przyczynili się do
tego, co stało się z
Katniss
Everdeen.
Gotowi są nawet oddać
własne życie.
Nikt nie rozumie, że protest niczego nie zmieni. Że film jest
jedynie czystą prowokacją. Że Aldous Pullman bawi się z nami w
nową grę, bo
żąda zemsty.
Zadziwiające jest jednak to, że do niedawna, kiedy ulicami Dwunastki przechodziła Katniss, ludzie chowali się za zasłonami własnych domów, uciekając od wszystkiego, co mogłoby ze sobą wiązać najmniejszy wyraz buntu. Dlaczego teraz gotowi są na kontratak? Czy wygrane powstanie dało im dodatkową pewność siebie? Czy może fakt, że mieszkańcy Dwunastego Dystryktu zaznali odrobiny luksusu, zdając sobie w ten sposób sprawę z tego, co mogą stracić? Tak czy inaczej prezydent znika, zostawiając za sobą wiele niewyjaśnionych kwestii. Tym samym zapewnia sobie bezpieczeństwo przed agresją zgromadzonych tutaj mężczyzn.
Przypominam sobie film, na którym za przejaw buntu skręcono ludziom karki. Chcę jak najszybciej opuścić plac, lecz bezskutecznie przeciskam się między spanikowanym tłumem. Wszędzie roi się od Strażników Pokoju, sprowadzonych z Kapitolu na polecenie samego prezydenta. Napastnicy biją na oślep nawet małe, niewinne dzieci. Jeden z batów uderza mnie prosto w ramię. Czuję przeszywający ból, lecz to nic w porównaniu z tym, co dzieje się pod samą sceną. Wołam Iana, lecz mój głos miesza się z krzykiem strażników, płaczem dzieci i lamentem kobiet. Katniss zawsze była dla mnie kimś ważnym, szczególnie ze względu na Primrose. Nie wiedziałam, że jest równie ważna dla innych, nawet tych, którzy nigdy nie poznali jej osobiście. Z biegiem lat zaczynam rozumieć, dlaczego to właśnie ona stała się symbolem rewolucji.
Nagle staję w miejscu. Po mojej lewej stronie widzę skatowaną siostrę Iana – Gilię. Przedzieram się przez tłum, chcąc podejść bliżej i jak najszybciej udzielić jej pomocy. Po chwili klęczę tuż obok. Wyciągam z kieszeni chusteczkę i wycieram nią z twarzy dziewczyny świeżą krew. Ludzie nawet nie próbują nas ominąć. Dostaję kilka kopniaków w plecy, a Gilia jest deptana po palcach obu rąk.
– Musimy się podnieść – krzyczę głośno, by czternastolatka mogła mnie usłyszeć. Jednak ona w odpowiedzi tylko kręci głową. Jakiś strażnik kieruje na nas wzrok pełen jadu, po czym wedle rozkazów zajmuje się kolejną ofiarą. Wśród jęków i krzyków wyłapuję ledwie słyszalny szept.
– Nie dam rady – chrypie Gilia, wskazując palcem swój brzuch.
Podnoszę do góry jej koszulkę i choć nie jestem ekspertem w dziedzinie medycyny, dochodzę do wniosku, że Gilia może mieć złamane żebro. Przez chwilę przyglądam się jej posiniaczonemu ciału i nie jestem w stanie zrozumieć zachowania strażników. To, co dzieje się w tej chwili, wygląda jak walka trybutów przy Rogu Obfitości.*
Wsuwam ręce pod pachy dziewczyny i z miernym skutkiem próbuję ją podnieść. Nie mam na to ani wystarczająco siły, ani miejsca. Poza tym zraniony bark daje mi o sobie znać.
– Pomogę wam – słyszę nad uchem znajomy głos. To Yannick, chłopak z równoległej klasy, w którym odkąd tylko pamiętam podkochiwała się Prim. Przez chwilę pogrążam się w fali wspomnień, od których odrywa mnie dziewczęcy pisk.
– Ostrożnie! – wrzeszczę. – Każdy ruch sprawia jej ból!
– Nic na to nie poradzę – odpowiada Yannick, przewieszając rękę Gilii przez swoje ramię.
Rzeczywiście ma trochę racji. Dziewczyna nie potrafi nawet samodzielnie stanąć na nogach. W tej sytuacji jesteśmy zmuszeni zrezygnować z wszelkich środków ostrożności do czasu, aż tłum się przerzedza, a Yannick bierze Gilię na ręce.
Przy linii pierwszych drzew dostrzegam sylwetkę Iana. Zostawiam znajomych w tyle i biegnę do niego, by poinformować o tym, co przydarzyło się jego siostrze. Zanim kończę, Yannick ostrożnie kładzie Gilię na ziemii, a Ian ze złości zaczyna bluźnić przeciwko strażnikom. Jeden z nich podsłuchuje fragment naszych rozmów, lecz jest zbyt zaabsorbowany katowaniem kolejnego dziecka, by wymierzyć chłopakowi karę.
Ian pochyla się nad ciałem siostry i głaszcze ją po umazanych we krwi włosach.
– Wszystko będzie dobrze – mówi, lecz po jego minie wnioskuję, że właśnie przypomniał sobie, co się stało, gdy ostatnim razem ja wypowiedziałam te słowa. Na chwilę milknie. Po chwili jednak prosi Yannicka o pomoc w przetransportowaniu Gilii do domu.
Poświęca mi zaledwie sekundę.
Zadziwiające jest jednak to, że do niedawna, kiedy ulicami Dwunastki przechodziła Katniss, ludzie chowali się za zasłonami własnych domów, uciekając od wszystkiego, co mogłoby ze sobą wiązać najmniejszy wyraz buntu. Dlaczego teraz gotowi są na kontratak? Czy wygrane powstanie dało im dodatkową pewność siebie? Czy może fakt, że mieszkańcy Dwunastego Dystryktu zaznali odrobiny luksusu, zdając sobie w ten sposób sprawę z tego, co mogą stracić? Tak czy inaczej prezydent znika, zostawiając za sobą wiele niewyjaśnionych kwestii. Tym samym zapewnia sobie bezpieczeństwo przed agresją zgromadzonych tutaj mężczyzn.
Przypominam sobie film, na którym za przejaw buntu skręcono ludziom karki. Chcę jak najszybciej opuścić plac, lecz bezskutecznie przeciskam się między spanikowanym tłumem. Wszędzie roi się od Strażników Pokoju, sprowadzonych z Kapitolu na polecenie samego prezydenta. Napastnicy biją na oślep nawet małe, niewinne dzieci. Jeden z batów uderza mnie prosto w ramię. Czuję przeszywający ból, lecz to nic w porównaniu z tym, co dzieje się pod samą sceną. Wołam Iana, lecz mój głos miesza się z krzykiem strażników, płaczem dzieci i lamentem kobiet. Katniss zawsze była dla mnie kimś ważnym, szczególnie ze względu na Primrose. Nie wiedziałam, że jest równie ważna dla innych, nawet tych, którzy nigdy nie poznali jej osobiście. Z biegiem lat zaczynam rozumieć, dlaczego to właśnie ona stała się symbolem rewolucji.
Nagle staję w miejscu. Po mojej lewej stronie widzę skatowaną siostrę Iana – Gilię. Przedzieram się przez tłum, chcąc podejść bliżej i jak najszybciej udzielić jej pomocy. Po chwili klęczę tuż obok. Wyciągam z kieszeni chusteczkę i wycieram nią z twarzy dziewczyny świeżą krew. Ludzie nawet nie próbują nas ominąć. Dostaję kilka kopniaków w plecy, a Gilia jest deptana po palcach obu rąk.
– Musimy się podnieść – krzyczę głośno, by czternastolatka mogła mnie usłyszeć. Jednak ona w odpowiedzi tylko kręci głową. Jakiś strażnik kieruje na nas wzrok pełen jadu, po czym wedle rozkazów zajmuje się kolejną ofiarą. Wśród jęków i krzyków wyłapuję ledwie słyszalny szept.
– Nie dam rady – chrypie Gilia, wskazując palcem swój brzuch.
Podnoszę do góry jej koszulkę i choć nie jestem ekspertem w dziedzinie medycyny, dochodzę do wniosku, że Gilia może mieć złamane żebro. Przez chwilę przyglądam się jej posiniaczonemu ciału i nie jestem w stanie zrozumieć zachowania strażników. To, co dzieje się w tej chwili, wygląda jak walka trybutów przy Rogu Obfitości.*
Wsuwam ręce pod pachy dziewczyny i z miernym skutkiem próbuję ją podnieść. Nie mam na to ani wystarczająco siły, ani miejsca. Poza tym zraniony bark daje mi o sobie znać.
– Pomogę wam – słyszę nad uchem znajomy głos. To Yannick, chłopak z równoległej klasy, w którym odkąd tylko pamiętam podkochiwała się Prim. Przez chwilę pogrążam się w fali wspomnień, od których odrywa mnie dziewczęcy pisk.
– Ostrożnie! – wrzeszczę. – Każdy ruch sprawia jej ból!
– Nic na to nie poradzę – odpowiada Yannick, przewieszając rękę Gilii przez swoje ramię.
Rzeczywiście ma trochę racji. Dziewczyna nie potrafi nawet samodzielnie stanąć na nogach. W tej sytuacji jesteśmy zmuszeni zrezygnować z wszelkich środków ostrożności do czasu, aż tłum się przerzedza, a Yannick bierze Gilię na ręce.
Przy linii pierwszych drzew dostrzegam sylwetkę Iana. Zostawiam znajomych w tyle i biegnę do niego, by poinformować o tym, co przydarzyło się jego siostrze. Zanim kończę, Yannick ostrożnie kładzie Gilię na ziemii, a Ian ze złości zaczyna bluźnić przeciwko strażnikom. Jeden z nich podsłuchuje fragment naszych rozmów, lecz jest zbyt zaabsorbowany katowaniem kolejnego dziecka, by wymierzyć chłopakowi karę.
Ian pochyla się nad ciałem siostry i głaszcze ją po umazanych we krwi włosach.
– Wszystko będzie dobrze – mówi, lecz po jego minie wnioskuję, że właśnie przypomniał sobie, co się stało, gdy ostatnim razem ja wypowiedziałam te słowa. Na chwilę milknie. Po chwili jednak prosi Yannicka o pomoc w przetransportowaniu Gilii do domu.
Poświęca mi zaledwie sekundę.
– Wracaj do siebie – nakazuje lodowatym tonem. Proponuję
asystę,
lecz spotykam
się z odmową,
więc posłusznie kiwam głową i odchodzę.
W domu jak zwykle o tej porze zastaję pustkę. Mam nadzieję, że moja mama wróciła do codziennych obowiązków i że żaden Strażnik Pokoju nie zrobił jej krzywdy. Myślę o tym, czy wybrać się do biura i spytać, czy wszystko jest z nią w porządku, lecz jestem prawie pewna, że zostanę wyrzucona bez uzyskania konkretnych informacji.
Idę do łazienki i staję przed lustrem, by obejrzeć obrażenia na ramieniu. Jest lepiej niż się spodziewałam, i dziwę się, że tak mała rana może powodować tyle bólu.
Nagle dostaję olśnienia. Już rozumiem, dlaczego Ian doszedł do wniosku, że nie jestem mu do niczego potrzebna. Przyjaźnimy się już tyle lat, a on mimo wszystko poprosił o pomoc niezbyt lubianego przez siebie Yannicka. Tu wcale nie chodzi o dominację płci. Problem tkwi we mnie. Nigdy nie byłam odporna na ból, a ostatnio udowodniłam, że jestem również słaba w środku. Skoro zwykły bat potrafi mnie złamać, to co wydarzyłoby się w chwili, gdyby to mnie wylosowano na igrzyska zamiast Prim? Zginęłabym jako pierwszy trybut bądź - przy odrobinie szczęścia, zdążyłabym uciec do lasu, zyskując kilka ostatnich godzin życia na ułudną nadzieję, że mogę przetrwać.
Postanawiam wziąć przykład z Katniss. Nauczę się jak o siebie zadbać. Udowodnię wszystkim, że jestem coś warta. Udowodnię to Ianowi.
Niespokojnie wpatruję się w krajobraz za oknem. Planuję wyjść, kiedy zrobi się ciemno, lecz odpowiednio wcześnie, by uniknąć przesłuchania mamy. Wiem, że w obecnej sytuacji, kiedy w dystrykcie roi się od nowych strażników, porywam się z motyką na słońce. Nie chcę jednak myśleć o konsekwencjach, w chwili, gdybym została złapana.
Podchodzę do szafy, wyjmuję stary, czarny plecak i wkładam do niego kilka rodzajów noży różnej wagi. Następnie wlewam do butelki trochę wody. Jeśli dziś mi się powiedzie, to w najbliższym czasie stworzę dla siebie odpowiedni plan treningowy. Póki co, chcę tylko wybadać teren.
Kiedy mam zamiar wyjść, do drzwi rozlega się mocne pukanie. W przypływie paniki chowam plecak do lodówki i zdejmuję z włosów gumkę, zakładając ją na nadgarstek. Słyszałam, że Strażnicy Pokoju przeprowadzają rutynowe kontrole mieszkań, by zorientować się, czy komuś nie wiedzie się przypadkiem zbyt dobrze. Pewnie sprawdzają również, czy nie idziemy śladem Katniss i nie sprowadzamy z lasu dzikiej zwierzyny. W chwili, gdy Pullman objął rządy w Panem, na Placu Głównym postawiono nowy pręgierz, który tylko czeka na kolejnych przeniewierców. Gdy tylko sobie o tym przypominam, spoglądam na miejsce ukrycia noży i od razu odechciewa mi się ryzykować.
Otwieram drzwi z przekonaniem, że jeśli to rzeczywiście Strażnicy, to z pewnością zajrzą do lodówki. To chyba pierwsze miejsce, które zostaje poddane kontroli, bo przecież głównie tam trzymane są wszystkie nadprogramowe racje żywnościowe. W duchu karcę się za brak logicznego myślenia i dochodzę do wniosku, że również nad tym będę musiała popracować.
Kiedy w drzwiach staje Yannick, ledwie powstrzymuję się od śmiechu i rzucenia mu się w ramiona. Zamiast tego, zapraszam go do środka, i parząc herbatę, przypominam sobie o Gilii.
– Jak ona się czuje? – pytam. Głupio mi, że po raz kolejny tak bardzo skupiłam się na sobie, że zapomniałam o wszystkim, co dzieje się dookoła.
– Nie powiem, że jest dobrze. Bo nie jest. To, co wydarzyło się na placu, jest niewiarygodne. Ale stan zdrowia dziewczyny jest stabilny. Nie musisz się o nią martwić, na pewno z tego wyjdzie.
Przytakuję na znak zrozumienia i otwieram lodówkę w poszukiwaniu cytryny. Zapomniałam o tym, że od dawna jej tam nie ma. Zapomniałam również o plecaku.
– Dlaczego trzymasz torbę w lodówce? – pyta kpiąco Yannick.
Po kilku chwilach postanawiam mu wszystko wyjaśnić. Pomijam jedynie kwestię dotyczącą mojej zazdrości. Bo tak można nazwać fakt, iż jestem wściekła, że Ian nie pozwolił mi sobie pomóc.
Czekam, aż Yannick skrytykuje mnie za bezmyślność, tłumacząc, że ryzyko jest zbyt duże i że mogę zostać złapana. Obserwuję jednak charakterystyczny błysk w jego oku.
– Idę z tobą! – oznajmia.
Niespełna godzinę później, przez mały podkop przedostajemy się na drugą stronę - poza teren Dwunastego Dystryktu. Cieszę się, że Yannick mi towarzyszy, i nie wiem do końca, czy zdecydowałabym się na tę wyprawę samodzielnie. Tak naprawdę niewiele ludzi wie, co czeka ich poza ogrodzeniem. Ku mojemu zdziwieniu, jest nadzwyczaj spokojnie. Dochodzę do wniosku, że czuję się tu naprawdę dobrze. Może perspektywa nocnych wypraw wejdzie mi w krew i polubię schadzki w lesie niemalże tak bardzo jak Katniss.
Z początku w milczeniu obserwuję teren i pełną piersią wdycham delikatną woń lasu. Żadne z nas nie ma zamiaru polować. Póki co, na wszystko nam starcza. Oboje jednak wiemy, że jeśli Aldous Pullman nie przestanie wprowadzać swoich twardych zasad, już wkrótce w dystryktach na nowo rozpocznie się głodówka.
– Pora zrobić pożytek z twoich noży, Iness – zauważa Yannick.
Kładę na ziemi swój plecak i powoli opróżniam jego zawartość. Dochodzę do wniosku, że to, co robimy w tej chwili, jest całkowicie nieprzemyślane i absurdalne, ale mimo to biorę do ręki jedno ostrze i z całej siły rzucam nim przed siebie. Yannick parska śmiechem, kiedy nóż upada na mech. Posyłam mu gniewne spojrzenie, przez co chłopak od razu poważnieje.
– Wykorzystajmy to drzewo jako cel – proponuję, wskazując palcem gatunek, którego nie jestem w stanie rozpoznać. Oddalamy się od niego na kilka metrów, po czym dzielimy noże po połowie.
Żadne z nas nie może pochwalić się dobrą precyzją. Większość ostrzy mija cel z prawej bądź lewej strony. Niektóre upadają na ziemię w połowie drogi. Zaczynam się wściekać. Moja cierpliwość dobiega końca w chwili, gdy Yannick wydaje się być wyraźnie rozbawiony.
– No i z czego się tak cieszysz? – pytam pełna frustracji. – Jesteśmy beznadziejni.
– Może powinniśmy podejść nieco bliżej?
Pomysł jest dobry, bo kiedy zmniejszamy odległość, niektóre rzuty okazują się trafne. Z dumą przyznaję, że wykazuję się lepszą celnością niż Yannick, jednak nie mówię tego na głos.
Po upływie godziny zaczynamy się nudzić, więc chłopak pokazuje mi jak w prosty sposób można stworzyć łuk i kilka amatorskich strzał.
– Skąd to wszystko wiesz? – pytam, bacznie obserwując zwinnie poruszające się palce mojego towarzysza.
– Dużo czytam – odpowiada zdawkowo.
Kiedy łuk jest gotowy, staję w niedużym rozkroku i w skupieniu naciągam cięciwę. Moim celem jest malutki ptaszek, który od dłuższej chwili nieruchomo siedzi na gałęzi. Mam świadomość, że szanse, bym w niego trafiła są małe, mimo to czuję mrowienie w palcach i przypływ pokrzepiającej energii.
– Wyglądasz jak Katniss – komentuje Yannick.
– Siedź cicho, bo mnie rozpraszasz.
W myślach odliczam sekundy do oddania pierwszego strzału. Moja ręka wykonuje zdecydowany ruch i wtedy się udaje.
Udaje mi się posłać strzałę tuż pod swoje stopy.
Ptaszek odfruwa, a Yannick kładzie się na ziemi pogrążony w niepohamowanym śmiechu. Piorunuję go wzrokiem i przez pewien czas stoję naburmuszona, lecz po chwili również zaczynam się śmiać.
– Na dzisiaj koniec – obwieszczam radośnie i cieszę się, że mój humor zdecydowanie poprawił się od ostatnich dni.
Pakuję do plecaka wszystkie noże, przy czym jeden z nich obracam chwilę w dłoni i decyduję się schować go w pniu obok łuku i strzał. Tak na wszelki wypadek. Przechodzę pod ogrodzeniem jako pierwsza. Yannick zostaje w tyle, podejrzewam, że czegoś zapomniał. Czekam na niego po właściwej stronie, a gdy chłopak pojawia się w zasięgu mego wzroku, czuję, jak czyjeś ramię zaciska mi się na szyi. Zaczynam panikować. Nie mogę wziąć oddechu. Nie mogę się też obrócić, ani sięgnąć do plecaka po nóż. Krajobraz zalewa się mgłą, kiedy młócę rękami powietrze w nadziei, że Yannick zdąży podbiec do mnie na czas. Nagle ucisk ustaje. Kiedy odzyskuję kontrolę nad ciałem, odwracam się za siebie i widzę powalonego na ziemi strażnika.
W jego oko zostało wbite ostrze.
Yannick demonstracyjnie pociera o siebie dłonie.
– Trochę oszukiwałem, twierdząc, że nie potrafię rzucać nożami.
__________________________________________________
* Róg Obfitości to wielka, metalowa konstrukcja, umieszczona zwykle w sercu areny podczas Głodowych Igrzysk. Przy Rogu znajdują się przedmioty potrzebne trybutom w przetrwaniu, takie jak leki, czy broń i rok do roku igrzyska rozpoczynają się walką o zdobycie tego, co najcenniejsze. Pod Rogiem zatem odbywa się krwawa jatka, gdyż każdy uczestnik igrzysk musi zawalczyć o swoje i zdobyć rzeczy, które mogą później pomóc w przetrwaniu i zwycięstwie.
Ps. Co Wy na to, aby zmienić szablon bloga? Projekt już zrobiłam, teraz tylko czekam na Wasze opinie i odpowiedni moment, bo nowy szablon moim zdaniem bardziej oddaje charakter igrzysk. Jakie macie zdanie na temat długości rozdziału? Ten jest najbardziej obszerny ze wszystkich. Za długi? Czy wciąż za krótki?
W domu jak zwykle o tej porze zastaję pustkę. Mam nadzieję, że moja mama wróciła do codziennych obowiązków i że żaden Strażnik Pokoju nie zrobił jej krzywdy. Myślę o tym, czy wybrać się do biura i spytać, czy wszystko jest z nią w porządku, lecz jestem prawie pewna, że zostanę wyrzucona bez uzyskania konkretnych informacji.
Idę do łazienki i staję przed lustrem, by obejrzeć obrażenia na ramieniu. Jest lepiej niż się spodziewałam, i dziwę się, że tak mała rana może powodować tyle bólu.
Nagle dostaję olśnienia. Już rozumiem, dlaczego Ian doszedł do wniosku, że nie jestem mu do niczego potrzebna. Przyjaźnimy się już tyle lat, a on mimo wszystko poprosił o pomoc niezbyt lubianego przez siebie Yannicka. Tu wcale nie chodzi o dominację płci. Problem tkwi we mnie. Nigdy nie byłam odporna na ból, a ostatnio udowodniłam, że jestem również słaba w środku. Skoro zwykły bat potrafi mnie złamać, to co wydarzyłoby się w chwili, gdyby to mnie wylosowano na igrzyska zamiast Prim? Zginęłabym jako pierwszy trybut bądź - przy odrobinie szczęścia, zdążyłabym uciec do lasu, zyskując kilka ostatnich godzin życia na ułudną nadzieję, że mogę przetrwać.
Postanawiam wziąć przykład z Katniss. Nauczę się jak o siebie zadbać. Udowodnię wszystkim, że jestem coś warta. Udowodnię to Ianowi.
Niespokojnie wpatruję się w krajobraz za oknem. Planuję wyjść, kiedy zrobi się ciemno, lecz odpowiednio wcześnie, by uniknąć przesłuchania mamy. Wiem, że w obecnej sytuacji, kiedy w dystrykcie roi się od nowych strażników, porywam się z motyką na słońce. Nie chcę jednak myśleć o konsekwencjach, w chwili, gdybym została złapana.
Podchodzę do szafy, wyjmuję stary, czarny plecak i wkładam do niego kilka rodzajów noży różnej wagi. Następnie wlewam do butelki trochę wody. Jeśli dziś mi się powiedzie, to w najbliższym czasie stworzę dla siebie odpowiedni plan treningowy. Póki co, chcę tylko wybadać teren.
Kiedy mam zamiar wyjść, do drzwi rozlega się mocne pukanie. W przypływie paniki chowam plecak do lodówki i zdejmuję z włosów gumkę, zakładając ją na nadgarstek. Słyszałam, że Strażnicy Pokoju przeprowadzają rutynowe kontrole mieszkań, by zorientować się, czy komuś nie wiedzie się przypadkiem zbyt dobrze. Pewnie sprawdzają również, czy nie idziemy śladem Katniss i nie sprowadzamy z lasu dzikiej zwierzyny. W chwili, gdy Pullman objął rządy w Panem, na Placu Głównym postawiono nowy pręgierz, który tylko czeka na kolejnych przeniewierców. Gdy tylko sobie o tym przypominam, spoglądam na miejsce ukrycia noży i od razu odechciewa mi się ryzykować.
Otwieram drzwi z przekonaniem, że jeśli to rzeczywiście Strażnicy, to z pewnością zajrzą do lodówki. To chyba pierwsze miejsce, które zostaje poddane kontroli, bo przecież głównie tam trzymane są wszystkie nadprogramowe racje żywnościowe. W duchu karcę się za brak logicznego myślenia i dochodzę do wniosku, że również nad tym będę musiała popracować.
Kiedy w drzwiach staje Yannick, ledwie powstrzymuję się od śmiechu i rzucenia mu się w ramiona. Zamiast tego, zapraszam go do środka, i parząc herbatę, przypominam sobie o Gilii.
– Jak ona się czuje? – pytam. Głupio mi, że po raz kolejny tak bardzo skupiłam się na sobie, że zapomniałam o wszystkim, co dzieje się dookoła.
– Nie powiem, że jest dobrze. Bo nie jest. To, co wydarzyło się na placu, jest niewiarygodne. Ale stan zdrowia dziewczyny jest stabilny. Nie musisz się o nią martwić, na pewno z tego wyjdzie.
Przytakuję na znak zrozumienia i otwieram lodówkę w poszukiwaniu cytryny. Zapomniałam o tym, że od dawna jej tam nie ma. Zapomniałam również o plecaku.
– Dlaczego trzymasz torbę w lodówce? – pyta kpiąco Yannick.
Po kilku chwilach postanawiam mu wszystko wyjaśnić. Pomijam jedynie kwestię dotyczącą mojej zazdrości. Bo tak można nazwać fakt, iż jestem wściekła, że Ian nie pozwolił mi sobie pomóc.
Czekam, aż Yannick skrytykuje mnie za bezmyślność, tłumacząc, że ryzyko jest zbyt duże i że mogę zostać złapana. Obserwuję jednak charakterystyczny błysk w jego oku.
– Idę z tobą! – oznajmia.
Niespełna godzinę później, przez mały podkop przedostajemy się na drugą stronę - poza teren Dwunastego Dystryktu. Cieszę się, że Yannick mi towarzyszy, i nie wiem do końca, czy zdecydowałabym się na tę wyprawę samodzielnie. Tak naprawdę niewiele ludzi wie, co czeka ich poza ogrodzeniem. Ku mojemu zdziwieniu, jest nadzwyczaj spokojnie. Dochodzę do wniosku, że czuję się tu naprawdę dobrze. Może perspektywa nocnych wypraw wejdzie mi w krew i polubię schadzki w lesie niemalże tak bardzo jak Katniss.
Z początku w milczeniu obserwuję teren i pełną piersią wdycham delikatną woń lasu. Żadne z nas nie ma zamiaru polować. Póki co, na wszystko nam starcza. Oboje jednak wiemy, że jeśli Aldous Pullman nie przestanie wprowadzać swoich twardych zasad, już wkrótce w dystryktach na nowo rozpocznie się głodówka.
– Pora zrobić pożytek z twoich noży, Iness – zauważa Yannick.
Kładę na ziemi swój plecak i powoli opróżniam jego zawartość. Dochodzę do wniosku, że to, co robimy w tej chwili, jest całkowicie nieprzemyślane i absurdalne, ale mimo to biorę do ręki jedno ostrze i z całej siły rzucam nim przed siebie. Yannick parska śmiechem, kiedy nóż upada na mech. Posyłam mu gniewne spojrzenie, przez co chłopak od razu poważnieje.
– Wykorzystajmy to drzewo jako cel – proponuję, wskazując palcem gatunek, którego nie jestem w stanie rozpoznać. Oddalamy się od niego na kilka metrów, po czym dzielimy noże po połowie.
Żadne z nas nie może pochwalić się dobrą precyzją. Większość ostrzy mija cel z prawej bądź lewej strony. Niektóre upadają na ziemię w połowie drogi. Zaczynam się wściekać. Moja cierpliwość dobiega końca w chwili, gdy Yannick wydaje się być wyraźnie rozbawiony.
– No i z czego się tak cieszysz? – pytam pełna frustracji. – Jesteśmy beznadziejni.
– Może powinniśmy podejść nieco bliżej?
Pomysł jest dobry, bo kiedy zmniejszamy odległość, niektóre rzuty okazują się trafne. Z dumą przyznaję, że wykazuję się lepszą celnością niż Yannick, jednak nie mówię tego na głos.
Po upływie godziny zaczynamy się nudzić, więc chłopak pokazuje mi jak w prosty sposób można stworzyć łuk i kilka amatorskich strzał.
– Skąd to wszystko wiesz? – pytam, bacznie obserwując zwinnie poruszające się palce mojego towarzysza.
– Dużo czytam – odpowiada zdawkowo.
Kiedy łuk jest gotowy, staję w niedużym rozkroku i w skupieniu naciągam cięciwę. Moim celem jest malutki ptaszek, który od dłuższej chwili nieruchomo siedzi na gałęzi. Mam świadomość, że szanse, bym w niego trafiła są małe, mimo to czuję mrowienie w palcach i przypływ pokrzepiającej energii.
– Wyglądasz jak Katniss – komentuje Yannick.
– Siedź cicho, bo mnie rozpraszasz.
W myślach odliczam sekundy do oddania pierwszego strzału. Moja ręka wykonuje zdecydowany ruch i wtedy się udaje.
Udaje mi się posłać strzałę tuż pod swoje stopy.
Ptaszek odfruwa, a Yannick kładzie się na ziemi pogrążony w niepohamowanym śmiechu. Piorunuję go wzrokiem i przez pewien czas stoję naburmuszona, lecz po chwili również zaczynam się śmiać.
– Na dzisiaj koniec – obwieszczam radośnie i cieszę się, że mój humor zdecydowanie poprawił się od ostatnich dni.
Pakuję do plecaka wszystkie noże, przy czym jeden z nich obracam chwilę w dłoni i decyduję się schować go w pniu obok łuku i strzał. Tak na wszelki wypadek. Przechodzę pod ogrodzeniem jako pierwsza. Yannick zostaje w tyle, podejrzewam, że czegoś zapomniał. Czekam na niego po właściwej stronie, a gdy chłopak pojawia się w zasięgu mego wzroku, czuję, jak czyjeś ramię zaciska mi się na szyi. Zaczynam panikować. Nie mogę wziąć oddechu. Nie mogę się też obrócić, ani sięgnąć do plecaka po nóż. Krajobraz zalewa się mgłą, kiedy młócę rękami powietrze w nadziei, że Yannick zdąży podbiec do mnie na czas. Nagle ucisk ustaje. Kiedy odzyskuję kontrolę nad ciałem, odwracam się za siebie i widzę powalonego na ziemi strażnika.
W jego oko zostało wbite ostrze.
Yannick demonstracyjnie pociera o siebie dłonie.
– Trochę oszukiwałem, twierdząc, że nie potrafię rzucać nożami.
__________________________________________________
* Róg Obfitości to wielka, metalowa konstrukcja, umieszczona zwykle w sercu areny podczas Głodowych Igrzysk. Przy Rogu znajdują się przedmioty potrzebne trybutom w przetrwaniu, takie jak leki, czy broń i rok do roku igrzyska rozpoczynają się walką o zdobycie tego, co najcenniejsze. Pod Rogiem zatem odbywa się krwawa jatka, gdyż każdy uczestnik igrzysk musi zawalczyć o swoje i zdobyć rzeczy, które mogą później pomóc w przetrwaniu i zwycięstwie.
Ps. Co Wy na to, aby zmienić szablon bloga? Projekt już zrobiłam, teraz tylko czekam na Wasze opinie i odpowiedni moment, bo nowy szablon moim zdaniem bardziej oddaje charakter igrzysk. Jakie macie zdanie na temat długości rozdziału? Ten jest najbardziej obszerny ze wszystkich. Za długi? Czy wciąż za krótki?
Mi takie długie rozdziały odpowiadają. Pięknie piszesz i masz duży zasób słów :) Nowy szablon również by nie zaszkodził. Nie mogę się doczekać następnej części :3 Może wpadłabyś do mnie? Niedawno zaczęłam :P http://rozne-opowiadaniaa.blogspot.com/ (Wiem, wiem, ambitna nazwa i w ogóle :')..)
OdpowiedzUsuńW takim razie po nowym roku nowy szablon już będzie :)
UsuńŚwietny rozdział, jak zawsze. Lubię Yannicka. Mam nadzieję, że pomiędzy nim a Iness coś będzie. Wydaje mi się, że zmiana szablonu to dobry pomysł.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Priori :)
ja pochłonęłam ten rozdział w kilka minut i zdecydowanie mógłby być jeszcze dłuższy xD co do nowego szablonu, to czemu nie? Chociaż ten też jest ładny...Nie wiem, zostawiam to tobie :D
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, to polubiłam Yannicka (dziwne imię swoją drogą xD) wydaje się ciekawą postacią i nie wiem, skąd tyle wie, bo chyba nie tylko z książek. Może pomoże Iness w treningach? Bo przydałoby się jej. Co do siostry Iana, to bardzo mi jej szkoda. Po raz kolejny fundujesz nam masakrę i z jednej strony wiem, że przecież w "Igrzyskach śmierci" takie incydenty były na porządku dziennym, ale z drugiej nie mogę jakoś do tego przywyknąć, może męczą także czternastoletnie a niekiedy i młodsze dzieci. To smutne i straszne jednocześnie i mam dziwne wrażenie, że będzie to częste w opowiadaniu. Mam tylko nadzieję, że nie zrobią nic dla Yannicka, bo chyba się rozpłaczę. Bo dla Iness ani Iana nie mogliby nic zrobić, bo nie byłoby akcji przecież.
Dobra, za dużo myślę. Rozdziały mogę być jak dla mnie jeszcze dłuższe, jak najbardziej :D
Całusy :*
Szukałam jakiegoś nietypowego imienia i widzę, że się udało. ;)
UsuńPowiem Ci, że rozpracowałaś Yannicka szybciej, niż Iness.
Zapraszam na nowy rozdział :*
Usuńhttp://moj-prywatny-pamietnik.blogspot.com
Końcówka jest... zastanawiająca :D
OdpowiedzUsuńJestem po 3 rozdziałach, więc uogólnie swoje wrażenia.
Lubie jak ludzie piszą tak jak ty - lekko, bez jakiś niepotrzebnych dodatków. Przyjemnie się czyta.
Liczę na szersze wyjaśnienie tego co stało się między zabiciem Snowa a początkiem akcji twojego bloga. Zastanawiam się jaką rolę odegra Iness. Pewnie pójdzie na igrzyska albo stanie się symbolem rewolucji... cokolwiek dla niej zaplanowałaś - błagam nie rób z niej drugiej Katniss .
Nie mam zamiaru robić z niej Katniss, chociaż znając igrzyska z jej perspektywy, to pewnie niektóre rzeczy będą się z Everdeen kojarzyć.
UsuńPo śmierci Snowa (tak w skrócie) skończyła się dyktatorska władza i zapanowała wolność. Nie organizowano igrzysk i przez kolejne dwa lata odbudowano wszystkie 13 dystryktów. Ludzie dostawali wiecej żywności i wynagrodzenia. Powstały nowe miejsca pracy. Katniss i Peeta zamieszkali w Kapitolu i osobiście pilnowali, by prace odnowy dystryktów trwały po myśli. Niestety Pullman... Resztę znasz. Przepraszam za chaos w komentarzu. Jest prawie noc a ja jeszcze nie umiem dobrze obsługiwać się nowym telefonem. W razie czego pytać ;)
Dziękuje za komentarz :)
Czyżby zapowiadało się na to, że Kapitol będzie musiał sobie poradzić z kolejnym Kosogłosem? No tego się nie spodziewałam. Ten rozdział to mój zdecydowany faworyt. Istne arcydzieło, już nawet błędami (o ile jakieś się pojawiły) się nie przejmowałam. Naprawdę cudowne! Mimo tego, że nie do końca podobały mi się pewne opisy sytuacji, to i tak jest bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńIan jest troszkę dziwny. Wydaje mi się, że Iness jest dla niego kimś ważnym. W tej sytuacji (skatowana siostra) chciałabym mieć obie drogie osoby przy sobie, by mieć pewność, że nic się im nie dzieje... ale to ja, nie Ian.
Nie mogę doczekać się dalszych losów Iness,
weny życzę i zapraszam do siebie,
Minoo
healer-of-century.blogspot.com
P.S. Zostawiłam komentarz pod każdym postem :)
Wiem, wiem. Zauważyłam. :)
UsuńZastanawia mnie, czy zajmujesz się oceną blogów, bądź czymś w rodzaju poradni językowej, gdyż bardzo wnikliwie sprawdzasz teksty i zauważasz rzeczy, które umykają znacznej większości.
A z opisami jest tak, że nie mam zbyt wielkiego pola do popisu, gdyż nie chcę zanudzać czytelnika i zalewać rozdziałów zbyt długą treścią. Wiadomo, że internet to nie papierowa książka i wszystko czyta się tu zupełnie inaczej.
Coś ty, sama popełniam tyle błędów, że o matko. Po prostu z szacunku dla autora, nie chcę pozostawiać komentarzy w stylu "super, to do kolejnego", a wyczerpać wszystko, co da się o danym wpisie napisać :-)
UsuńZapraszam na rozdział 2. :)
UsuńŚwietnie piszesz *.* Zakochałam się :D
OdpowiedzUsuńJestem autorką bloga: http://esther-hunger-games.blogspot.com/
I chciałabym się z Tobą jakoś skontaktować, może nawet, żeby zaczerpnąć porady :)
I jest już nowy rozdział :)
UsuńSuper rozdział. Widać, że główna bohaterka coś planuje. Jak najbardziej możesz zmienić szablon zastanawia, mnie jak będzie wyglądać. Zapraszam cię również na mojego bloga. Znajduje się tam rozdział 32. Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńDlaczego strażnicy tak się zachowują?! Ja rozumiem powstrzymywać buntowników czy coś takiego, ale nie wyżywać się na biednych dzieciach! Dobrze, że w porę Iness zauważyła Gilie i jej pomogła. Nie wiem, co by się stało, gdyby tego nie zrobiła...
OdpowiedzUsuńI oczywiście trzymam kciuki za Iness! Niech stanie się jak Katniss :)
Świetny rozdzialik!
Oczywiście czekam na więcej :)
PS.: I zapraszam do siebie na nowy: http://perfect-love-is-our-dream.blogspot.com/
Ej, ostatnie zdanie mnie rozwaliło XD Wyczuwam wątek romantyczny, mniam mniam. Jestem trochę rozdarta- to przez Iness. Jest trochę taka... fajtłapowata i słaba, ale z drugiej strony jakoś nie chcę, byś zrobiła z niej drugą Katniss- to by było przewidywalne. Wiec mój werdykt jest taki: lepiej, niech zostanie sobą, ale tą najlepszą wersją siebie ^.^
OdpowiedzUsuńprzezstrony.blogspot.com
Właśnie chciałam, żeby Iness nie była od poczatku silna jak Katniss, żeby za bardzo jej do niej nie upodobnić. Mam nadzieję, że uda mi się wykreować nową postać.
UsuńLubię Yannicka. I muszę go przeprosić. Czytając końcówkę rozdziału pomyślałam, że to on chciał skrzywdzić Iness, ale okazało się, że on ją uratował. Dlatego: Bardzo przepraszam, Yann, zwracam honor. Ciekawi mnie skąd się wzięła jego wiedza i... ten perfekcyjny rzut w oko. Może on sam wcześniej ćwiczył, a teraz blefował, bo nie chciał aby Iness poczuła się gorsza ;p
OdpowiedzUsuńDługość rozdziału, jak dla mnie, jest odpowiednia. Jednak czytało się tak dobrze, że jeszcze dłuższy by nie zaszkodził. Ta cała sprawa z nowym prezydentem, strażnikami. To wszystko jest takie przerażające. Nic dziwnego, że Iness postanowiła wziąć się w garść. Jednak nie podobało mi się chłodne zachowanie Iana w stosunku do niej i małego minusa ma u mnie.
Pozdrawiam, CM Pattzy
http://at-your-command.blogspot.com/
Wygląda na to, że albo jest przewidywalnie, albo jesteś za bysta, bo rozgryzłaś Yannicka w 100%. Co do zachowania Iana - nie będę za wiele zdradzać.
UsuńPs. wyczekiwałam komentarza od Ciebie :)
Nie jest przewidywalnie, nie ma się o co martwić. To jedna z lepszych historii jakie udało mi się w blogsferze znaleźć :) I czemu akurat ode mnie? ;p Poza tym, przepraszam, że komentuję z takim opóźnieniem, ale ja to ja XD Już tak mam :<. O, o i nowy szablon chętnie zobaczę (wcześniej zapomniałam o tym napisać). Ten jest super, bo taki przejrzysty i w ogóle, ale zmiany miło widziane.
UsuńCałusy ;*
Przeczytałam komentarz poniżej, animacja w menu, yup? Pomogę, bo sama prowadzę bloga graficznego. Nie mam na to instrukcji, ale polecam to: http://tajemniczy--ogrod.blogspot.com/2013/11/linki-i-karty_19.html
UsuńMam nadzieję, że pomogłam ^^ (i że to, to w ogóle).
Cześć!
UsuńZapraszam na gorący, nowy rozdział!
http://at-your-command.blogspot.com/
CM Pattzy
Napisałaś do mnie z zapytaniem, jakiś czas temu, jak w zakładce menu tworzy się animacja. Niestety, ale nie mogę Ci pomóc. Szablon zamówiłam na http://graphicpoison.blogspot.com, więc tam mogłabyś się dowiedzieć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://lot-kosoglosa.blogspot.com
PS: Przepraszam, że tak późno odpowiadam na pytanie, ale nie miałam wcześniej czasu.
Przeczytałam te 3 rozdziały, ale nie komentowałam wszystkich, bo chciałam zrobić taki jeden zbiorowy komentarz:
OdpowiedzUsuńKto dopuścił kolegę Snowa do władzy?! Mam nadzieję, że później to wszystko się wyjaśni, bo na razie mam w głowie tylko to wspomnienie książki i tak dalej. Ale widzę, że rewolucja niewiele im dała. Nowy prezydent musi mieć świadomość do czego prowadzi taki rodzaj władzy, więc skoro nie zamierza być lepszy, to będzie gorszy od Snowa. "Pozdrowienia z Kapitolu", phi!
A Iness polubiłam. Fajnie, że nie jest taka nieustraszona, silna i tak dalej, ale chce się uczyć odporności na ból i jakichś umiejętności. Yannicka w sumie też polubiłam - zaskoczył mnie z tym rzucaniem nożami.
Pozdrawiam,
Sparks ;*
Bardzo ciekawe 2 rozdziały :) Dobrze, że uznałaś, że to dobry pomysł by Katniss była torturowana - znając boheterkę z książki każdy powie, iż na pewno nie siedziałaby w domu z założonymi rękami, gdy na ćwiku zamordowano ludzi.
OdpowiedzUsuńKolejny facet wkrada się do życia Iness, co przypomina mi historię Katniss, Peety i Gale'a :) Yannick wydaje się pozytywną osobą, mam nadzieję, że pociągniesz ten wątek dłużej.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
www.amandiolabadeo.blogspot.com
Zostałas nominowana do LBA:
OdpowiedzUsuńhttp://wladcy-siedmiu-morz.blogspot.com/2014/12/liebster-award.html
Hmmm... Ciekawa tematyka bloga. Trafiłam już na opowiadania na temat igrzysk, ale pierwszy raz mam do czynienia z takim, w którym jest pokazany ciąg dalszy. Widzę, że nie pozwoliłaś historii się zakończyć :) Swoją drogą myślałam, że po zwycięstwie, po pokonaniu Snowa życie będzie lepsze dla ludzi z dystryktów, że w końcu zapanował pokój i nikt nie będzie się zabijał nawzajem. Najwidoczniej myliłam się, przynajmniej jeśli chodzi o przedstawianą przez Ciebie wersje. Niemniej jednak podoba mi się. Pokazujesz, że wcale nie można tak "łatwo" od razu przejść z koszmaru w coś w rodzaju "bajki", czy raczej spokojnego snu. Osobiście nie przepadam za tym nowym prezydentem. Wydaje się jeszcze gorszy od poprzedniego, tym bardziej, że nie powoduje on śmierć garstki ludzi, a wielu przypadkowych cywilów. Mam wrażenie, że takim działaniem sam się prosi o bunt...
OdpowiedzUsuńPolubiłam Iness. Podoba mi się jej chęć trenowania. To, że stara się być lepsza i zdolna do obrony. W ostatnim czasie los jej nie sprzyja, biorąc pod uwagę ilu ludzi śmierć przyszło jej widzieć, ale cieszę się, że chociaż sprawiło to, że wzięła się za coś, że nie chce być bezbronna. Poza tym współczuję Katniss. W twoim opowiadaniu nie ma się ona najlepiej i obawiam się, że w którymś momencie może zginąć...
Wszystkie rozdziały przyjemnie mi się czytało. Nie powiem, ale mnie wciągnęły i z przyjemnością przeczytam więcej :) Tymczasem jeśli będziesz miała ochotę zapraszam Cię też na mojego bloga. Co prawda nie ma żadnego związku z igrzyskami, ale może ci się spodoba? Pozdrawiam i weny życzę!
http://saeculo-verbis.blogspot.com/
Jasne, w wolnej chwili wpadnę. Nie ograniczam się jedynie do fan fiction IŚ. :)
UsuńCześć. Nominowałam Cię do LA, więcej tutaj: http://cumberbatch-fanfiction-what-if.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog ;) Na pewno zacznę wgłębiać się w historię!
OdpowiedzUsuńOdwiedź mój!
http://56igrzyskaglodowe.blogspot.com/
Po pierwsze - zakochałam się w Yannicku jak tylko zobaczyłam gif. To z "demonicznego golibrody z fleet street", prawda? Uwielbiam tego aktora <3 Jednak postać opisana w opowiadaniu mnie nie ujęła jakoś. Chociaż te noże były dobre ;)
OdpowiedzUsuńZa to Iness jest jest świetna ;3 Bardzo podoba mi się ta postać.
Jeśli chodzi o samą fabułę... zawsze myślałam, że po skończeniu powieści nie będzie już igrzysk, wszyscy będą dla siebie mili itd. Ale chyba byłam trochę naiwna. Podoba mi się twoja kontynuacja i styl pisania.
Jeszcze tu zajrzę c; Wpadniesz do mnie?
niemozliwezycie.blogspot.com
zapraszam na nexta i obiecuję skomentować :)
OdpowiedzUsuńRozdizał jak zwykle świetny, nie lubię Yannicka, nie wiem czemu. I Iana i Gilli, czy jak jej tam. Ale cóż, dupga sama. Nie mogę się doczekać, aż wylsoują trybutów. Jeśli to w ogóle nastąpi.
OdpowiedzUsuń