–
Co
powinnam teraz zrobić? – pyta Lavinia Cholmondeley, nie wiedząc,
że jej szept niesie się po całym placu. Dopiero po chwili wyłącza
mikrofon, orientując się, że nie zrobiła tego wcześniej.
Podczas rozmowy kobiety z jednym ze strażników mam czas, by przyjrzeć się Ianowi. Świadomość tego, że prawdopodobnie robię to po raz ostatni, budzi we mnie smutek i lęk. Boję się, że wszystko, co razem przeżyliśmy, odejdzie w zapomnienie.
Podczas rozmowy kobiety z jednym ze strażników mam czas, by przyjrzeć się Ianowi. Świadomość tego, że prawdopodobnie robię to po raz ostatni, budzi we mnie smutek i lęk. Boję się, że wszystko, co razem przeżyliśmy, odejdzie w zapomnienie.
Być
może pozwolą mi pożegnać się z nim w sali odwiedzin. Ale te
ostatnie pięć minut będzie niczym w porównaniu do chwil, które
dzielilibyśmy razem, gdyby igrzyska nie istniały.
Obwiniam się za taki obrót spraw, ponieważ przez ostatni miesiąc skupiałam uwagę wyłącznie na sobie. Dobrze chociaż, że Ian przez ten czas ćwiczył razem ze mną. Mam nadzieję, że sobie poradzi. Ale nie wierzę w jego zwycięstwo. Nie wierzę w to, ponieważ stałam się zapalczywą pesymistką od dnia, gdy zobaczyłam na placu umierających ludzi. Doskonale wiem, że wygra ten, kto najmniej na to zasługuje. Weźmy pod uwagę przypadek prezydenta Snowa. Nawet pośmiertnie góruje nad stadem bezbronnych owiec.
Po dłuższej wymianie zdań Lavinia podnosi dłoń, dając znak, by strażnicy odprowadzili trybuta do jego celi. Obserwuję jak mój przyjaciel z podniesioną głową schodzi ze sceny i zastanawiam się, czy wyglądałabym choć w połowie tak dumnie jak on. Dopiero kiedy Ian znika za rogiem, daję za wygraną i przestaję ukrywać swoje emocje. Wybiegam z placu zanim pada oficjalne pozwolenie i kieruję się w stronę lasu – do miejsca, gdzie uczyłam się przetrwać na arenie, podczas gdy Ian jedynie mi towarzyszył. Kto by się spodziewał, że przez ten cały czas było zupełnie na odwrót.
Obwiniam się za taki obrót spraw, ponieważ przez ostatni miesiąc skupiałam uwagę wyłącznie na sobie. Dobrze chociaż, że Ian przez ten czas ćwiczył razem ze mną. Mam nadzieję, że sobie poradzi. Ale nie wierzę w jego zwycięstwo. Nie wierzę w to, ponieważ stałam się zapalczywą pesymistką od dnia, gdy zobaczyłam na placu umierających ludzi. Doskonale wiem, że wygra ten, kto najmniej na to zasługuje. Weźmy pod uwagę przypadek prezydenta Snowa. Nawet pośmiertnie góruje nad stadem bezbronnych owiec.
Po dłuższej wymianie zdań Lavinia podnosi dłoń, dając znak, by strażnicy odprowadzili trybuta do jego celi. Obserwuję jak mój przyjaciel z podniesioną głową schodzi ze sceny i zastanawiam się, czy wyglądałabym choć w połowie tak dumnie jak on. Dopiero kiedy Ian znika za rogiem, daję za wygraną i przestaję ukrywać swoje emocje. Wybiegam z placu zanim pada oficjalne pozwolenie i kieruję się w stronę lasu – do miejsca, gdzie uczyłam się przetrwać na arenie, podczas gdy Ian jedynie mi towarzyszył. Kto by się spodziewał, że przez ten cały czas było zupełnie na odwrót.
Przechodzę
pod ogrodzeniem i odnajduję ukryty pod ściółką łuk. Od razu
napinam cięciwę i wyżywam się na przypadkowych ofiarach. U moich
stóp padają ptaki, wiewiórki i jeże. Nie mam litości dla nikogo
i niczego. W końcu zaczynam krzyczeć, nie bacząc na to, że
znajduję się na terenie zakazanym.
– Przeklinam cię, Pullmanie! – wrzeszczę i uderzam pięścią w drzewo. Powtarzam to zdanie, dopóki nie przestaje brakować mi tchu.
Uspokajam się dopiero po upływie godziny. Siedzę skulona pod jednym z drzew, z przyciągniętymi do siebie kolanami. Obok mnie leżą trupy ustrzelonych zwierząt. Obserwuję umazane we krwi dłonie i wyobrażam sobie arenę. Bezlitosny trybut z Dwunastego Dystryktu bez cienia wahania zabija wszystkich swoich przeciwników. Lecz wśród poległych jest również... o Boże!
Ian.
Spodziewałam się miliona innych rozwiązań, tylko nie tego, że to właśnie on trafi na arenę. Byłam gotowa nawet na własną śmierć.
Jednak los zdecydował inaczej, a ja nie mogę popaść w obłęd. Ian z pewnością by tego nie chciał.
Świetnie. Już zaczynam myśleć o nim w czasie przeszłym.
– Przeklinam cię, Pullmanie! – wrzeszczę i uderzam pięścią w drzewo. Powtarzam to zdanie, dopóki nie przestaje brakować mi tchu.
Uspokajam się dopiero po upływie godziny. Siedzę skulona pod jednym z drzew, z przyciągniętymi do siebie kolanami. Obok mnie leżą trupy ustrzelonych zwierząt. Obserwuję umazane we krwi dłonie i wyobrażam sobie arenę. Bezlitosny trybut z Dwunastego Dystryktu bez cienia wahania zabija wszystkich swoich przeciwników. Lecz wśród poległych jest również... o Boże!
Ian.
Spodziewałam się miliona innych rozwiązań, tylko nie tego, że to właśnie on trafi na arenę. Byłam gotowa nawet na własną śmierć.
Jednak los zdecydował inaczej, a ja nie mogę popaść w obłęd. Ian z pewnością by tego nie chciał.
Świetnie. Już zaczynam myśleć o nim w czasie przeszłym.
Podnoszę
się z ziemi i wtedy do moich uszu dociera cichy szelest. Staję
w bezruchu, a wtedy nabieram pewności, że to nie ja jestem autorką
podejrzanych dźwięków.
Żadne
zwierze nie porusza się w taki sposób.
To
człowiek.
W panice przywieram plecami do drzewa, przyciskając do piersi łuk i kołczan ze strzałami. Jest już za późno, bym mogła uciec, więc pełna nadziei wyczekuję głosu własnego ojca.
Na próżno.
W panice przywieram plecami do drzewa, przyciskając do piersi łuk i kołczan ze strzałami. Jest już za późno, bym mogła uciec, więc pełna nadziei wyczekuję głosu własnego ojca.
Na próżno.
W
lesie zalega głucha cisza. Nie słychać nawet śpiewu ptaków. Czuję się
tak, jakby wielki kamień uciskał mi płuca. Walczę o każdy
oddech, który – mam wrażenie, słychać w promieniu przynajmniej
kilkuset metrów. Zero podejrzanych szmerów.
Może
ten ktoś już sobie poszedł –
myślę i
odwracam wzrok w kierunku słyszanych wcześniej kroków.
– Tam jest! Brać ją! – wykrzykuje dojrzale brzmiący mężczyzna. Jest ich trzech.
Rzucam wszystko i biegnę w stronę ogrodzenia. Czuję na policzku gwałtowny podmuch wiatru i kłucie w sercu. Ignoruję bijące mnie po twarzy gałęzie, które z pewnością pozostawią bolesną pamiątkę na kilka dni.
O ile dożyję jutra.
Teraz wiem jak wiele ryzykował mój ojciec, kiedy wbrew prawu trenował mnie na trybuta. Myślałam, że po śmierci Snowa zasady uległy zmianie, a wycieczki poza teren dystryktu nie kosztują utratą życia.
Biegnę jeszcze przez kilka chwil, po czym upadam na ziemię, potykając się o wystający z ziemi konar.
To koniec.
– Tam jest! Brać ją! – wykrzykuje dojrzale brzmiący mężczyzna. Jest ich trzech.
Rzucam wszystko i biegnę w stronę ogrodzenia. Czuję na policzku gwałtowny podmuch wiatru i kłucie w sercu. Ignoruję bijące mnie po twarzy gałęzie, które z pewnością pozostawią bolesną pamiątkę na kilka dni.
O ile dożyję jutra.
Teraz wiem jak wiele ryzykował mój ojciec, kiedy wbrew prawu trenował mnie na trybuta. Myślałam, że po śmierci Snowa zasady uległy zmianie, a wycieczki poza teren dystryktu nie kosztują utratą życia.
Biegnę jeszcze przez kilka chwil, po czym upadam na ziemię, potykając się o wystający z ziemi konar.
To koniec.
Zostawienie
łuku było najgłupszą decyzją mojego życia. Teraz
wystarczyłoby tylko napięcie cięciwy.
Przed
utratą przytomności czuję, jak jeden z mężczyzn wbija mi w rękę
strzykawkę.
– I co, Alice? Myślałaś, że nam uciekniesz?
– I co, Alice? Myślałaś, że nam uciekniesz?
Budzę
się z ogromnym bólem głowy. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl,
to wrażenie, że jestem w ciągłym ruchu. Powoli
przypominam sobie sytuację sprzed... właściwie to nie jestem
pewna. Jak długo byłam nieprzytomna?
Zaczynam
krzyczeć i w tym samym momencie do pokoju wchodzą dwie osoby, ubrane w
białe fartuchy.
– Witaj, Alice. Jak się czujesz? – pyta jedna z kobiet.
– Ja nie jestem... – chcę sprostować, lecz przerywa mi drugi głos.
– Na moje oko masz prawdziwe szczęście. Gdybyś nie została wylosowana, byłabyś martwa. Jako trybut możesz chociaż zawalczyć o swoje życie, Alice.
– Witaj, Alice. Jak się czujesz? – pyta jedna z kobiet.
– Ja nie jestem... – chcę sprostować, lecz przerywa mi drugi głos.
– Na moje oko masz prawdziwe szczęście. Gdybyś nie została wylosowana, byłabyś martwa. Jako trybut możesz chociaż zawalczyć o swoje życie, Alice.
–
Ja nie jestem Alice! – wybucham. – Wypuście mnie stąd. To jakaś
pomyłka! Nazywam się Iness Bentley!
Widzę
na twarzach kobiet zakłopotanie. Obie spoglądają na
siebie,
po czym bezradnie
wzruszają ramionami.
– Czy to możliwe, że przed odjazdem nikt nie sprawdził tożsamości tej dziewczyny? – pyta niższa z kobiet.
– Nie mam pojęcia. Pójdę spytać Lavinię.
– Czy to możliwe, że przed odjazdem nikt nie sprawdził tożsamości tej dziewczyny? – pyta niższa z kobiet.
– Nie mam pojęcia. Pójdę spytać Lavinię.
W
chwili nieobecności lekarki nerwowo obgryzam paznokcie. Zdarza mi
się to po raz pierwszy, gdyż nigdy wcześniej nie miałam takiego
nawyku.
Teraz muszę grzecznie poczekać, aż Lavinia wyjaśni całe zamieszanie, a ja spokojnie wrócę do domu.
Teraz muszę grzecznie poczekać, aż Lavinia wyjaśni całe zamieszanie, a ja spokojnie wrócę do domu.
Lecz
kiedy drzwi się otwierają, od
razu wiem, że coś poszło nie tak.
–
Rzeczywiście – przyznaje Lavinia Cholmondeley. – Zaszła pewna
pomyłka. Niestety, nic nie możemy na to poradzić. Pociąg za cztery
godziny dotrze do Kapitolu i nie zdążymy na czas zrobić drugiego
kursu. Poza tym wciąż nie wiemy, gdzie znajduje się prawdziwa
Alice.
–
Czy to znaczy, że ja... – zamieram w pół słowa.
– Bardzo mi przykro, ale nie mamy innego wyjścia. Pomimo tego, że nie zostałaś wylosowana na igrzyska, to właśnie ty będziesz reprezentować Dystrykt Dwunasty – oznajmia Lavinia. Nadal ma urzędowy ton głosu. – Za godzinę będzie kolacja. Zapraszam cię do wagonu restauracyjnego. Wtedy wszystko ci wytłumaczymy. Wtedy też poznasz drugiego trybuta.
O nie! Ian. Zupełnie o nim zapomniałam. Czy to znaczy, że...
– Czy on wie? – pytam z nadzieją, że Lavinia zrozumie moje pytanie. Kobieta kręci głową.
– Zostaliście wprowadzeni do pociągu osobno. On nadal myśli, że Dwunasty Dystrykt reprezentuje niejaka Alice Precoraro.
A więc Ian nie wie, że miałam rację.
– Bardzo mi przykro, ale nie mamy innego wyjścia. Pomimo tego, że nie zostałaś wylosowana na igrzyska, to właśnie ty będziesz reprezentować Dystrykt Dwunasty – oznajmia Lavinia. Nadal ma urzędowy ton głosu. – Za godzinę będzie kolacja. Zapraszam cię do wagonu restauracyjnego. Wtedy wszystko ci wytłumaczymy. Wtedy też poznasz drugiego trybuta.
O nie! Ian. Zupełnie o nim zapomniałam. Czy to znaczy, że...
– Czy on wie? – pytam z nadzieją, że Lavinia zrozumie moje pytanie. Kobieta kręci głową.
– Zostaliście wprowadzeni do pociągu osobno. On nadal myśli, że Dwunasty Dystrykt reprezentuje niejaka Alice Precoraro.
A więc Ian nie wie, że miałam rację.
Jednak
to
ja będę reprezentować Dwunasty Dystrykt na Siedemdziesiątych
Szóstych Głodowych Igrzyskach. Będę
go reprezentować wraz z Ianem.
W najlepszym wypadku umrze tylko jedno z nas.
______________________________________________________
W najlepszym wypadku umrze tylko jedno z nas.
______________________________________________________
Jesteście zaskoczeni losem Iness? Ktoś spodziewał się takiego obrotu spraw? :)
No no no... Robi się ciekawie!
OdpowiedzUsuńTego rzeczywiście się nie spodziewałam, ale podoba mi się :) Przez moment miałam głupie wrażenie, że coś jej się w głowie pomieszało albo że tak naprawdę nazywała się Alice a jej ojciec pomieszał w jej danych czy coś :)
OdpowiedzUsuńIness miała jednak dobre przeczucie, mówi się o kobiecej intuicji - dziewczyna taką miała. Dobrze, że nasi trybuci ćwiczyli zatem w lesie i choć trochę przygotowali się na Igrzyska.
Cieszę się, że są razem bo będą współpracować no i mamy ponownie romans na arenie, przynajmniej mam taką nadzieję:)
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Bardzo dziękuję za komentarz. Tak wiem, że trochę za szybko poleciałam z tymi punktami, ale zawsze we wszystkich opowiadaniach lubię właśnie moment kiedy są na arenie. Opowiadanie bardzo ciekawe, wszyscy bohaterowie, naprawdę interesujący. Nie spodziewałam się tego :) Coraz bardziej zaciekawiasz. Zapraszam oczywiście do mnie http://ktokolwiekuratujenas.blogspot.com Pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńCzyli jednak Iness została trybutem. Jak pisałam ostatnio, myślałam, ze po prostu odbędzie się kolejne losowanie, które sprawi, że dziewczynę czeka ten los. Co do tego odrobinę się pomyliłam, ale byłam dosyć blisko prawdy. Szkoda tylko, że nasza bohaterka została wybrana do walki na śmierć i życie przez własną głupotę. Tak właśnie! Uważam, że Iness wykazała się wyjątkowym idiotyzmem. Działała jak pozbawiona rozumu i za swoją obecną sytuację powinna winić tylko siebie. Kto mądry w końcu zdecydowałby się na zwrócenie na siebie uwagi przed oczami żołnierzy Kaptolu, a tym bardziej na wrzeszczenie w terenie zakazanym. Niemniej jednak nie życzę jej źle i mam nadzieje, że poradzi sobie w Igrzyskach. W końcu sporo trenowała. Zastanawia mnie tylko, jak Ian zareaguję na tę całą sytuację? Ja na jego miejscu byłabym, choć w pewnym stopniu zła na dziewczynę. Może i przerażona zjawieniem się jej w tej walce o życie, ale też zła...
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o sam rozdział. Podobał mi się. Bardzo przyjemnie mi się czytało. No i oczywiście czekam na ciąg dalszy. Tymczasem zapraszam Cię też do siebie: http://saeculo-verbis.blogspot.com/ . Pozdrawiam! :)
Myślałam o zwykłym zaginięciu Alice i powtórnym losowaniu. Miałam też pomysł na pojmanie Iness w trakcie odwiedzin Iana (bo nie mieli kogo wziąć, to zaciągnęli dziewczynę siłą). W końcu jednak zdecydowałam zaserwować jeszcze inne rozwiązanie, by pokazać jak ciężko przychodzi Iness kontrolowanie własnych emocji. Mogę zdradzić, że chcę to uwidocznić i pokazać w opowiadaniu jej przemianę na kogoś, kto trzyma nerwy i emocje na wodzy.
UsuńZ tą przemianą dziewczyny to naprawdę dobry pomysł. No i fakt - zdecydowanie udało Ci się pokazać, że Iness nie potrafi kontrolować swoich emocji. Nawet w ekstremalnych sytuacjach jej to nie wychodzi, jak widać... Swoją drogą tym zagraniem sprawiłaś, że o wiele trudniej było odgadnąć, jak dziewczyna stanie się trybutką.
UsuńW sumie to interesuje mnie kiedy i co bezpośrednio spowoduje w niej tą zmianę. Cóż jestem jej ciekawa :)
Zaczęły mi się egzaminy i kompletnie nie mam na nic czasu dlatego nie skomentuję teraz rozdziału. Obiecuję, że nadrobię! A w wolnej chwili zapraszam serdecznie na nowy rozdział;*
OdpowiedzUsuńI dżizas hrajst!!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że stanie się co sprawi, że Iness będzie trybutem, ale nie spodziewałam się czegoś takiego! Pozytywnie mnie zadziwiłaś! Tylko będę pewnie płakać przez Yannicka. Tak bardzo liczyłam na romans jego i Iness, a tu klops! Why??? Szczerze jak już wcześniej wspominałam, nie lubię Iana. Wydaje mi się jednak, że zakładka Yannicka nie jest tu bez powodu i jeszcze odegra on jakąś rolę.
Pozdrawiam i czekam na next ^^
Dla fanów Yannicka mam dobrą wiadomość - to, że akcja od tej pory będzie się dziać w Kapitolu nie oznacza, że o Yannicku słuch zaginie. :)
UsuńMam jednak nadzieję, że z czasem przekonasz się co do Iana. :)
O matko nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Jednak Innes trafi na arenę. Ciekawe jak zareaguje na to Ian. Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. Pisz szybko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zapraszam na rozdział 14 http://kronika-dark-hills.blogspot.com/2015/06/chapter-14.html
UsuńPozdrawiam
Hejo, jestem w końcu! I nareszcie czuję te wakacje :D
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że tym, to mnie kompletnie zaskoczyłaś! Fakt, spodziewałam się, że Iness trafi na arenę, ale nie, że w wyniku takiej pomyłki! Chociaż z drugiej strony, gdyby nie wzięli jej za Alice, pewnie zabiliby ją i wtedy nie miałaby nawet szans jakkolwiek walczyć o życie. Ale teraz będzie walczyć i to między innymi ze swoim przyjacielem! No właśnie... Wiem, że do końca jeszcze daleko, ale ja się zastanawiam, co z tego wyniknie, no bo oni przecież nie zabiją się nawzajem! Za dużo jak dla mnie...
i gdzie do jasnej ciasnej podziewa się mój Yannick, co? Ja chcę mojego misia pysia trochę więcej! Ale rozumiem, że to nie on jest teraz najważniejszy :P No nic, czekam na nowy rozdział, i jeśli internet nie będzie się zacinał tak, jak teraz, to skomentuje w czasie :D
Buźka :*
Chciałam pokazać Yannicka jako silnego chłopaka z poczuciem humoru i tyle wystarczyło, by miał grono fanek! :D
UsuńNiestety, od początku mojego pomysłu to właśnie Ian miał grać pierwsze skrzypce w roli męskiej. Ale tak jak już wspomniałam - to, że akcja przenosi się do Kapitolu i to, że mamy autora z ograniczoną wiedzą o świecie przedstawionym nie oznacza, że o Yannicku słuch zaginie.
Jestem i nie jestem zaskoczona. Byłam prawie pewna, że Iness trafi na arenę, ale nie spodziewałam się, że przez pomyłkę i że w taki sposób. Myślałam, że ofiarnie zgłosi się by uratować przyjaciela albo by mu towarzyszyć, a tu proszę... A więc jednak jej wizja była prawdą! Żal mi jej rodziców. Po losowaniu pewnie matka odetchnęła z ulgą, a tu taka niespodzianka ;/
OdpowiedzUsuńAle mówiąc szczerze to prawdziwa tragedia... Była bezpieczna, miała szansę żyć, a tu proszę... Ciekawe jak Ian zareaguje. Podejrzewam, że się załamie. W końcu z pewnością wolałby, żeby Iness była bezpieczna.
Świetnie to rozegrałaś! ;)
Pozdrawiam! ;*
Nie spodziewałam się tego iż Iness w taki sposób wróci na arenę
OdpowiedzUsuńwww.Anita-Turowska.blogspot.com
Spodziewałam się, że Iness jakoś jednak trafi na arenę, ale myślałam, że stanie się to w wyniku kolejnego losowania, a nie czegoś takiego... Wspaniały i emocjonalny rozdział. Jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej...
OdpowiedzUsuńcześć nestia! :) pamiętasz mnie? nie dawałam znaku życia, ponieważ kilka meisięcy przebywałam w ośrodku, ale teraz wróciłam i zapraszam do siebie na informację. pozdrawiam i trzymaj się tam : )
OdpowiedzUsuńleknauczucie.blogspot.com
Zapraszam na kolejny rozdział, kochana ;*
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńJuż dzisiaj mogę zacząć ocenę twojego bloga, jednak widzę, że od naszej ostatniej współpracy nie zrobiłaś żadnych większych zmian w grafice. Dlatego też, żeby w drugiej ocenie się o niej, o dodatkach i pierwszym wrażeniu nie powtarzać, bo pewnie nie chcesz słuchać tej samej paplaniny o, przykładowo, nagłówku drugi raz, proponuję ocenę nieszablonową, w której dodatki czy grafikę skomentuję w dwóch, trzech zdaniach, a w większości skupię się po prostu na tekście opowiadania. Myślę, że to dobre wyjście, a nieszablonówka powstanie o wiele szybciej niż ocena szablonowa - jeśli się postaram, przeczytasz ją już za dwa, trzy dni.
Proszę cię o jak najszybszą odpowiedź, bo na razie stoję w miejscu. :) Jakbyś mogła napisać do mnie w Dziale Ocen na podstronie "Kolejki", byłabym naprawdę zadowolona.
Pozdrawiam!
Carolle
// is-oceny.blogspot.com //
Ocena twojego bloga została już opublikowana na Internetowym Spisie!
OdpowiedzUsuńŻyczę przyjemnego czytania i liczę na komentarz. :)
Pozdrawiam ciepło,
Carolle
// internetowy-spis.blogspot.com //
Piszesz bardzo dobrze, akcja jest ciekawa i wartka, po każdym rozdziale zastanawiam się co będzie dalej, wygląd bloga także jest niczego sobie, ale... No właśnie. Zawsze jest jakieś "ale".
OdpowiedzUsuńCzemu rozdziały pojawiają się tak nieregularnie? Jestem jeszcze w stanie zrozumieć 2-tygodniowy odstęp od jednego do drugiego rozdziału, który na początku sobie założyłaś. Ale miesiąc? To zdecydowanie przesada. Pisz regularnie, a nie zostawiaj bloga "na lodzie". Początkowo blog budził moją sympatię, ale teraz ona się zmniejsza - wchodzę tu już tylko dlatego, że ciekawi mnie historia Iness.
Życzę systematyczności!
Zawiedziona Czytelniczka
Teraz nie mogłam dodać nowego rozdziału, ponieważ byłam pierwsza w kolejce do oceny bloga.
UsuńZnam blogi, gdzie regularność dodawania postów jest taka, że raz dodawane są dwa posty dzień po dniu, a kiedy indziej czeka się kilka miesięcy. Myślę, że tutaj będę pisać rozdziały co kilka tygodni. Na pewno nie systematycznie co do dnia, bo ani czas, ani "wena" nie pozwalają mi na trzymanie się jednego, konkretnego harmonogramu, że tak powiem.
W każdym razie bardzo mi miło, że podoba Ci moje opowiadanie oraz wygląd bloga. :)
Pozdrawiam. ;)
Chciałaś żebym cię powiadomiła kiedy stworzę coś swojego i... w końcu mam swój własny świat i swoje kredki :D :D :D Zapraszam cię gorąco na pierwszy rozdział, przysięgając jednocześnie, ze nadrobie zaległości u ciebie na http://wymyslonyswiat.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńto takie nie fair.
OdpowiedzUsuńAle żałowałbym gdyby nie trafiła na arenę. ;]